środa, 6 listopada 2013

One Part nr. 1 By Tinita Dominguez (Diegoletta)

Słyszę jak płaczesz.
Violetta. Zwykła spokojna dziewczyna z dobrej rodziny. Drobna, śliczna, rzuca chłopaków na kolana jednym usmiechem.
Ale gdzie się podział ten uśmiech? Zniknął razem z nim, z jego miłością. Zamknęła się w sobie, nie wychodzi z domu jest wrakiem człowieka. Niektórzy uważają to za chore, inni jest to norma. Ale kto by się nie załamał gdy osoba z która się było rok, mówi że nigdy nie kochała. Że ma kogoś innego.
Przestała chodzić do studia, nie miałam
kontaktu z nikim ze startych przyjaciół, prócz jednej osoby. Chłopaka który był jej najlepszym przyjacielem. Tylko Diego jedyny on jej został.
-Violetta.. - wyszeptał wchodząc do pokoju. Było w nim ciemno, pozasłaniane okna, bałagan i ona w rogu otoczona chusteczkami. Wyglądała jak zawsze, blada, potargane włosy i rozmowy od łez makijaż. Jej ojciec sobie odpuścił, nie umiał do niej dotrzeć, rozmawiać z nią. Teraz to najważniejsze pytanie, gdzie się podziali Ci 'prawdziwi' przyjaciele? Odeszli, zniknęli. -Znów to zrobiłaś.. - złapał jej dłoń na której były rany od cięć. -Muszę Ci coś powiedzieć, on wrócił.. -ona dalej milczała, w ich rozmowie dominował Diego, ona tylko słuchała i potakiwała. -Musisz się stąd ruszyć, chodźmy na spacer. Przynajmniej przed dom, proszę. - martwił się o nią, kochał ją i bał się że zrobi coś głupiego. Przychodzi tu codziennie, żeby zobaczy w jakim jest stanie. Potrafił spędzić cały dzień na pocieszaniu i tłumaczeniu że świat nie jest zły, tylko ludzie.  Nic nie odpowiedziała tylko wstała. Założyła na siebie szarą bluzę, mokrymi chusteczkami wytarła rozmazany makijaż. Zrobiła go od nowa.
-Chodź. - powiedziała ledwo słyszalnie. Jej głos był słaby, delikatny i słychać było w nim ból. On wstał i razem opuścili jej dom. Szli w ciszy która powoli niszczyła ich od środka.
-Może pójdziemy do parku, zjemy lody? -Yhm. - przytaknęła jak zawsze.
-Jakie zjesz?
-Czekoladowe.. - usiadła na ławce czekając na przyjaciela. Podszedł do budki zostawiając ją tam samą. Ktoś usiadł obok niej, nie zwracała uwagi kto to.
-Cześć. - odwróciła się w stronę z której dobiegał głos. Siedział tam obok niej i się przyglądał. I szwy które tak długo zakładała na swoje serce pękły, gdy tylko spojrzał w jej oczy. -Jak Ci beze mnie? Jak sobie radzisz?
-Nie widziałam Cię już od miesiąca. I nic. Jestem może bledsza, Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, Lecz widać można żyć bez powietrza. - była silna, nie mogła teraz się rozpłakać, chciała mu pokazać że jest dla niej nikim. Chociaż w głębi duszy i tak czuła inaczej. Wstała z ławki i go tam zostawiła, chciała iść do domu, ale usłyszała jak ktoś ją woła.
-Hej Violetta, gdzie idziesz?
-Szukałam Cię. - skłamała. On o tym wiedział, ale nie chciał dążyć dalej tematu. Znał ją i był pewny że i tak nic mu nie powie.
-Twoje lody. - powiedział podając jej przysmak. Wysiliła się na delikatny uśmiech. Nawet tak dobry gest był dla niej czymś ciężkim. Jej serce to pustka, niegdyś zapełniona miłością. Teraz uschłe i skamieniałe. Chce umrzeć, ale nie ma odwagi. Musi żyć dla niego. Nie może odejść, zostawić go tutaj, po tym co dla niej zrobił. Gdy poświęcił wszystko by tylko przyjść i ją pocieszyć. Mimowolnie łzy zaczęły spływać po jej policzku. Znów czuła się tak beznadziejnie jak na początku, słaba i bezsilna, niepotrzebna nikomu. Ciągle sobie powtarzała że to jej wina, że nie dała mu wszystkiego, że okazywała za mało miłości. Uważała go za swój cały świat.
-Odprowadze Cię do domu. - widział w jakim jest stanie, znów się bał że zrobi co okropnego. Chciał jej szczęścia najbardziej na świecie, mimo iż mogła je znaleźć w ramionach innego mężczyzny.
Wrócili do jej domu, znów usiadła w tym miejscu co zawsze, przestała udawać silną. Głośno łkała a on siedział bezradny. Nie wiedział co robić, co mówić.
- Masz mnie w dupie, prawda? - spytała obojętna, patrząc w jego stronę.
- Nie ja się właśnie o Ciebie martwie.
- Czemu?
- Bo się zmieniłaś. Udajesz oschłą, lecz taka nie jesteś. Kocham cię, bo jestem twoim przyjacielem, lecz ja nic dla ciebie nie znaczę....
- Znaczysz...
- To ty coś znaczysz dla wielu osób. Nie zmarnuj tego. Pamiętaj, że masz to powiedzieć Violettcie bo ty nią nie jesteś. Ona umarła gdzieś w tobie. Staraj się ją odnaleść i jej to powiedzieć.
- Teraz odejdziesz?
- Nigdy przy tobie nie byłam. Byłem przy Violettcie. - wstał i wyszedł, teraz ona poczuła stratę. Największą stratę, większą niż gdy rozstała się z Leonem. I zrozumiała najważniejszą rzecz, że to on jest jej światem, że to dzięki niemu jeszcze jest po tej stronie.  Postanowiła się zmienić, chciala być taka jak kiedyś, być jak dawna Violetta.
Minął tydzień, zaczęła żyć jak przedtem. Próbowała skontaktować się z Diego, lecz nigdzie nie mogła go spotkać, dzwoniła nie odbierał. Poszła do jego mieszkania nie otwierał, nie miała o nim żadnych wieści. Zaczęła się poddawać.. znów wszystko traciło sens.
-Dopiero teraz to zrozumiałaś idiotko? -spytała sama siebie, siedząc na ławce w parku.
-Podobno mnie szukałaś. - usłyszała ten znany głos, odwróciła się, tam stał on. Poderwałą się z miejsca i stanęła na przeciwko niego, spuściła wzrok bała się, ale zaczęła mówić.
-Tyle chciałabym Ci powiedzieć, ale nie bardzo wiem, od czego zacząć. Może od tego, że Cię kocham? Albo, że dni, które spędziłam z Tobą, były najszczęśliwszymi dniami w moim życiu? Lub że w tym krótkim czasie, gdy Cię straciła doszłam do przekonania, że jesteś dla mnie wszystkim? Że Leon okazał się nikim, że nie potrafię bez Ciebie żyć. -spojrzała mu w oczy, milczał. Cisz ich zabijała, on nie wiedział co odpowiedzieć, w głębi kochał ją jak głupi, zrobił by wszystko żeby byli razem, ale teraz miał wątpliwości? -Tak myślałam, przepraszam.. - zaczęła się wycofywać. 'Znów wszystko zniszczyłam.' powiedziała sama do siebie, lecz on nie dał jej odejść. Przycisnął ją do siebie i wyszeptał tylko trzy słowa.
-Ja Ciebie też. - ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Znów szczęście wróciło, świat nabrał kolorów, a ona.. ona znów miała po co żyć. Dopiero przy nim zrozumiała jakim silnym uczuciem jest miłość. Jak potrzebny do życia jest jej on, ten który spędził przy niej każdy beznadziejny dzień na pocieszaniu, gdy cierpiała przez tego którego podobno kochała. Wiedział że Leon nigdy jej nie kochał, bo jeśli się kogoś kocha to chce się dla niego jak najlepiej, a nie rani, okłamuje i zdradza. Teraz powtarza sobie że to nie była miłość, to było przyzwyczajenie i strach przed zostaniem samej. Mijały tygodnie a ich miłość rozkwitała, była czysta i prawdziwa. Można powiedzie że wróciła do żywych, że on ją wyleczył z płaczu i bólu. Obiecał sobie że ona już nigdy nie będzie płakać, że on do tego nie dopuści. Codziennie spędzali ze sobą całe dnie, na zabawie, rozmowach i czułych gestach.
-Kochasz mnie? - spytała niepewnie, patrząc mu w oczy.  On się tylko uśmiechnął. Złapał jej drobną dłon i przycisnął do swojego serca, spojrzała na niego zdziwona.
-Jeśli moje serce zabije to znaczy że w tej seknudzie pokocham Cię jeszcze bardziej. -serce zabiło. Uśmiech pojawił się na twarzy obojga, byli szczęsliwi wreszcie razem, tylko oni i miłość która połączyła ich już na zawsze.

Moja droga piękny One Part...Śliczny Cudowny *.*
Jest to pierwszy One part jaki dostałam  :)
//ZuZ♥

2 komentarze:

Obserwatorzy

Chat~!~

http://i60.tinypic.com/wbxe05.jpg