Słyszę jak płaczesz.
Violetta. Zwykła spokojna dziewczyna z dobrej rodziny. Drobna, śliczna, rzuca chłopaków na kolana jednym usmiechem.
Ale gdzie się podział ten uśmiech? Zniknął razem z nim, z jego miłością.
Zamknęła się w sobie, nie wychodzi z domu jest wrakiem człowieka.
Niektórzy uważają to za chore, inni jest to norma. Ale kto by się nie
załamał gdy osoba z która się było rok, mówi że nigdy nie kochała. Że ma
kogoś innego.
Przestała chodzić do studia, nie miałam
kontaktu z nikim ze startych przyjaciół, prócz jednej osoby. Chłopaka
który był jej najlepszym przyjacielem. Tylko Diego jedyny on jej został.
-Violetta.. - wyszeptał wchodząc do pokoju. Było w nim ciemno,
pozasłaniane okna, bałagan i ona w rogu otoczona chusteczkami. Wyglądała
jak zawsze, blada, potargane włosy i rozmowy od łez makijaż. Jej ojciec
sobie odpuścił, nie umiał do niej dotrzeć, rozmawiać z nią. Teraz to
najważniejsze pytanie, gdzie się podziali Ci 'prawdziwi' przyjaciele?
Odeszli, zniknęli. -Znów to zrobiłaś.. - złapał jej dłoń na której były
rany od cięć. -Muszę Ci coś powiedzieć, on wrócił.. -ona dalej milczała,
w ich rozmowie dominował Diego, ona tylko słuchała i potakiwała.
-Musisz się stąd ruszyć, chodźmy na spacer. Przynajmniej przed dom,
proszę. - martwił się o nią, kochał ją i bał się że zrobi coś głupiego.
Przychodzi tu codziennie, żeby zobaczy w jakim jest stanie. Potrafił
spędzić cały dzień na pocieszaniu i tłumaczeniu że świat nie jest zły,
tylko ludzie. Nic nie odpowiedziała tylko wstała. Założyła na siebie
szarą bluzę, mokrymi chusteczkami wytarła rozmazany makijaż. Zrobiła go
od nowa.
-Chodź. - powiedziała ledwo słyszalnie. Jej głos był słaby, delikatny i
słychać było w nim ból. On wstał i razem opuścili jej dom. Szli w ciszy
która powoli niszczyła ich od środka.
-Może pójdziemy do parku, zjemy lody? -Yhm. - przytaknęła jak zawsze.
-Jakie zjesz?
-Czekoladowe.. - usiadła na ławce czekając na przyjaciela. Podszedł do
budki zostawiając ją tam samą. Ktoś usiadł obok niej, nie zwracała uwagi
kto to.
-Cześć. - odwróciła się w stronę z której dobiegał głos. Siedział tam
obok niej i się przyglądał. I szwy które tak długo zakładała na swoje
serce pękły, gdy tylko spojrzał w jej oczy. -Jak Ci beze mnie? Jak sobie
radzisz?
-Nie widziałam Cię już od miesiąca. I nic. Jestem może bledsza, Trochę
śpiąca, trochę bardziej milcząca, Lecz widać można żyć bez powietrza. -
była silna, nie mogła teraz się rozpłakać, chciała mu pokazać że jest
dla niej nikim. Chociaż w głębi duszy i tak czuła inaczej. Wstała z
ławki i go tam zostawiła, chciała iść do domu, ale usłyszała jak ktoś ją
woła.
-Hej Violetta, gdzie idziesz?
-Szukałam Cię. - skłamała. On o tym wiedział, ale nie chciał dążyć dalej tematu. Znał ją i był pewny że i tak nic mu nie powie.
-Twoje lody. - powiedział podając jej przysmak. Wysiliła się na
delikatny uśmiech. Nawet tak dobry gest był dla niej czymś ciężkim. Jej
serce to pustka, niegdyś zapełniona miłością. Teraz uschłe i
skamieniałe. Chce umrzeć, ale nie ma odwagi. Musi żyć dla niego. Nie
może odejść, zostawić go tutaj, po tym co dla niej zrobił. Gdy poświęcił
wszystko by tylko przyjść i ją pocieszyć. Mimowolnie łzy zaczęły
spływać po jej policzku. Znów czuła się tak beznadziejnie jak na
początku, słaba i bezsilna, niepotrzebna nikomu. Ciągle sobie powtarzała
że to jej wina, że nie dała mu wszystkiego, że okazywała za mało
miłości. Uważała go za swój cały świat.
-Odprowadze Cię do domu. - widział w jakim jest stanie, znów się bał że
zrobi co okropnego. Chciał jej szczęścia najbardziej na świecie, mimo iż
mogła je znaleźć w ramionach innego mężczyzny.
Wrócili do jej domu, znów usiadła w tym miejscu co zawsze, przestała
udawać silną. Głośno łkała a on siedział bezradny. Nie wiedział co
robić, co mówić.
- Masz mnie w dupie, prawda? - spytała obojętna, patrząc w jego stronę.
- Nie ja się właśnie o Ciebie martwie.
- Czemu?
- Bo się zmieniłaś. Udajesz oschłą, lecz taka nie jesteś. Kocham cię, bo
jestem twoim przyjacielem, lecz ja nic dla ciebie nie znaczę....
- Znaczysz...
- To ty coś znaczysz dla wielu osób. Nie zmarnuj tego. Pamiętaj, że masz
to powiedzieć Violettcie bo ty nią nie jesteś. Ona umarła gdzieś w
tobie. Staraj się ją odnaleść i jej to powiedzieć.
- Teraz odejdziesz?
- Nigdy przy tobie nie byłam. Byłem przy Violettcie. - wstał i wyszedł,
teraz ona poczuła stratę. Największą stratę, większą niż gdy rozstała
się z Leonem. I zrozumiała najważniejszą rzecz, że to on jest jej
światem, że to dzięki niemu jeszcze jest po tej stronie. Postanowiła
się zmienić, chciala być taka jak kiedyś, być jak dawna Violetta.
Minął tydzień, zaczęła żyć jak przedtem. Próbowała skontaktować się z
Diego, lecz nigdzie nie mogła go spotkać, dzwoniła nie odbierał. Poszła
do jego mieszkania nie otwierał, nie miała o nim żadnych wieści.
Zaczęła się poddawać.. znów wszystko traciło sens.
-Dopiero teraz to zrozumiałaś idiotko? -spytała sama siebie, siedząc na ławce w parku.
-Podobno mnie szukałaś. - usłyszała ten znany głos, odwróciła się, tam
stał on. Poderwałą się z miejsca i stanęła na przeciwko niego, spuściła
wzrok bała się, ale zaczęła mówić.
-Tyle chciałabym Ci powiedzieć, ale nie bardzo wiem, od czego zacząć.
Może od tego, że Cię kocham? Albo, że dni, które spędziłam z Tobą, były
najszczęśliwszymi dniami w moim życiu? Lub że w tym krótkim czasie, gdy
Cię straciła doszłam do przekonania, że jesteś dla mnie wszystkim? Że
Leon okazał się nikim, że nie potrafię bez Ciebie żyć. -spojrzała mu w
oczy, milczał. Cisz ich zabijała, on nie wiedział co odpowiedzieć, w
głębi kochał ją jak głupi, zrobił by wszystko żeby byli razem, ale teraz
miał wątpliwości? -Tak myślałam, przepraszam.. - zaczęła się wycofywać.
'Znów wszystko zniszczyłam.' powiedziała sama do siebie, lecz on nie
dał jej odejść. Przycisnął ją do siebie i wyszeptał tylko trzy słowa.
-Ja Ciebie też. - ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Znów
szczęście wróciło, świat nabrał kolorów, a ona.. ona znów miała po co
żyć. Dopiero przy nim zrozumiała jakim silnym uczuciem jest miłość. Jak
potrzebny do życia jest jej on, ten który spędził przy niej każdy
beznadziejny dzień na pocieszaniu, gdy cierpiała przez tego którego
podobno kochała. Wiedział że Leon nigdy jej nie kochał, bo jeśli się
kogoś kocha to chce się dla niego jak najlepiej, a nie rani, okłamuje i
zdradza. Teraz powtarza sobie że to nie była miłość, to było
przyzwyczajenie i strach przed zostaniem samej. Mijały tygodnie a ich
miłość rozkwitała, była czysta i prawdziwa. Można powiedzie że wróciła
do żywych, że on ją wyleczył z płaczu i bólu. Obiecał sobie że ona już
nigdy nie będzie płakać, że on do tego nie dopuści. Codziennie spędzali
ze sobą całe dnie, na zabawie, rozmowach i czułych gestach.
-Kochasz mnie? - spytała niepewnie, patrząc mu w oczy. On się tylko
uśmiechnął. Złapał jej drobną dłon i przycisnął do swojego serca,
spojrzała na niego zdziwona.
-Jeśli moje serce zabije to znaczy że w tej seknudzie pokocham Cię
jeszcze bardziej. -serce zabiło. Uśmiech pojawił się na twarzy obojga,
byli szczęsliwi wreszcie razem, tylko oni i miłość która połączyła ich
już na zawsze.
Moja droga piękny One Part...Śliczny Cudowny *.*
Jest to pierwszy One part jaki dostałam :)
//ZuZ♥
on jest cudowny <333
OdpowiedzUsuńTeż tak sobie mówiłam jak go czytałam ♥
Usuń