sobota, 3 maja 2014

Rozdział 5

Po powrocie do domu Martinę czekała wiadomość,dobra zła wiadomość.
Musi wyjechać do Nowego Jorku.Właściwie nie musi,ale dostała propozycję.
Propozycję zastania gwiazdą,jeżeli tak to można ująć.
Byłaby piosenkarką,poznałaby sławne osoby.

Dziewczyna długo myślała , postanowiła przyjąć propozycję.
Nie wiedziała jak powie to przyjaciołom.Znów ich opuści i zrani.
Postanowiła powiedzieć to na imprezie zorganizowanej przez Rugg'a.

---
Impreza trwała w najlepsze,a Martina nie wychodziła z pokoju.
No bo jak miała im wyznać prawdę?
Ruggero od dawna dobijał się do jej pokoju.
Ale bez żadnego znaku życia ze strony Tini.
Przecież nie mogła zwlekać z przekazaniem tej wiadomości.

_
Tini postanowiła wziąść się w garść i powiedzieć im wszystko
Długo myślała bo jest już przed 12.
Ale no niech już idzie.

Wbiegła do salonu cała we łzach.
Reszta dopytywała się o co chodzi.
Stoessel bała się.
Jednak bez większego namysłu wrzasnęła:
-Znów was zostawiam!Wyjeżdżam!
Po czym biegiem wróciła do swojego pokoju.

_______________________________________
Tu też krótko.
Ale następne będą dłuższe!
Obiecuję!

Lillvang♥



poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 4

Gdy wszyscy już byli ruszyliśmy razem na plaże. Przez cała drogę Jorge mnie zaczepiał, groził że mnie utopi. Jak małe dziecko, wreszcie zdenerwowałam się i rzuciłam w niego kamieniem.
-Ała.. - powiedział jak mały chłopczyk i pogłaskał się po obolałej ręce. -Czemu to zrobiłaś? - spytał smutny.
-Bo mam Cię dość! - krzyknęłam na niego.
-Podobam Ci się? - poruszał brwiami i się wyszczerzył. Podszedł do mnie i szepnął mi do ucha. -Działam na Ciebie. - miał rację, mimo starań zaczęłam się rumienić. Zaczął się do mnie zbliżać, nie Tini.. chociaż jakby nie wiem jak tego chciała, muszę mu pokazać że mi nie zależy.
-Chyba śnisz Blanco. - szepnęłam mu przy samych jego ustach i się cofnęłam. Zostawiłam go tam samego i wróciłam do reszty, po woli zaczynali rozkładać rzeczy. Na szczęście nikogo nie było w tym miejscu, więc przynajmniej będziemy mieli spokój. Położyłam na kocu, chciałam się trochę  poopalać. Wszyscy pobiegli do wody więc miałam święty spokój.
Leżałam tak 10 minut? Sama nie wiem. Miałam zamknięte oczy, ale poczułam jak ktoś mi zasłania słońce.
-Przesuń się. - syknęłam w miarę miło. Ktoś odsunął się i położył obok mnie. Nie chciało mi sie nawet oczu otwierać, ale wydaję mi się że to Rugg. Objął mnie i głośno westchnął. Nie przeszkadzało mi to, w końcu to przecież mój kuzyn.
Po chwili pocałował mnie w policzek. Dziwne.. ale okej.
-Ładnie pachniesz. - odezwał się... chwile. To nie Ruggero. To Jorge! Szybko poderwałam się z miejsca. -Coś nie tak? - spytał podnosząc się.
-Żebyś wiedział! - krzyknęłam i pobiegłam do Mechi.


Jorge

Okej..
Martina zrobiła coś dziwnego. Może nie wiedziała że to ja? Poszedłem za nią do wody. Rozmawiała o czymś z Mechi. Wyszły z wody i skierowały się pod jakieś drzewo. Od razu poleciałem za nimi, musze wiedzieć o czym gadają.
Trudno było je zrozumieć,bo praktycznie szeptały.
Ale wiem! Mówiły coś o mnie!
Ale najmądrzejszy Blanco,musiałem coś spaprać.
A dokładniej potknąłem się i zrobiłem tym wielki hałas.
Zauważyły mnie i zaczęły się śmiać.
-Co was tak bawi?-zapytałem z udawaną powagą.
-Oj nic Jorge,nic.-I poszły jakby nigdy nic.
Nie rozumiem ich.

Valeria (Haha,zaskocznie xD Wiem że nie ale cii)

Właśnie przyszłam na plażę,a co widzę ?
Zgraję tych dziwaków ze Studio.
I jeszcze jakąś lasie coś się na nią Jorguś patrzy.
Nie puszczę tego płazem.
Podeszłam do nich ,a raczej do Jorge .
I zaczęłam się do niego "Podwalać".
Nie to,że mi się nie podoba ale byłabym z nim tylko dlatego,że jest ładny.
Jorge mnie odepchnął i odszedł,a ja stałam tam jak ta głupia.Jego przyjaciele patrzeli na mnie jak na jakąś psychopatkę.
-Co się gapicie ?! Człowieka nie widzieliście !?- powiedziałam i poszłam

______________________________________________________________________________________________________________________
Nie wiem co dalej pisać więc kończę.
Obiecałam Ani rozdział wczoraj ale cóż jest dzisiaj xD
Mam nadzieję,że nie jest taki zły.
Ale miał być długi :(
A wyszedł tak krótki -.-

Ciao. Lillvang♥







piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 3

Martina
Nie mogę spać, cały czas myślę o Jorge i naszym  pół pocałunku, jakbyśmy się pocałowali, byłoby.. ahh. 
Wszystko przerwali.. może tak miało być? Nie myśl tak, muszę pogadać z Jorge. Podoba mi się, tylko przecież on może mieć dziewczynę, taki przystojny chłopak nie miałby nikogo? Przymknęłam oczy i po raz kolejny próbowałam zasnąć.. na marne, nie zasnę. Nie mogę, nie potrafię. Tini musisz spać, bo będziesz chodziła zaspana, będziesz miała worki pod oczami, będziesz brzydka, wtedy na pewno Cię już nie zechcę. 
Spróbowałam jeszcze raz, odwróciłam się na bok i przymknęłam oczy, z każdą chwilą było coraz lepiej, aż wreszcie zasnęłam. 

Obudził mnie czyjś krzyk, szybko zbiegłam na dół i zobaczyłam Federico stojącego na stole. 
-Co się stało? - spytałam przestraszona. 
-Pająk tam jest! - krzyknął przerażony. Zaczęłam się głośno śmiać, dorosły facet, a boi się pająka?
-Uważaj bo mały pajączek Cię zabiję! - krzyknęłam na niego. Poszłam do kuchni po szufelkę i szczotkę, zmiotłam pająka i wyrzuciłam przez okno.
-Już? - spytał po woli schodząc ze schodów.
-Tak.. - pociągnęłam go za rękę i poleciał na podłogę.
-Au.. - zajęczał.
-Wstawaj! - krzyknęłam na niego. - Idziemy do Mechi! - krzyknęłam i poszłam na górę się ogarnąć. Wzięłam z szafy ubrania i poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy, zrobiłam makijaż i byłam gotowa do wyjścia. Zeszłam na dół, Federico siedział na sofie i czekał.
-Już idziemy? - spytał patrząc na mnie.
-Tak, chodź. - opuściłam dom, Federico za mną, zamykając go.
-Tak właściwie to po co tam idziemy?
-Na śniadanie grupowe, na które nas zaprosiła.
-Ale przecież jest po 11, o tej porze śniadanie?
-Mamy tam być na 12, tak śniadanie.
-Dziwne ten kraj.. czemu nie porozmawiasz ze mną po włosku?
-Bo musisz się uczyć hiszpańskiego.
-Ale Ty też jesteś włoszką, dla Ciebie też będzie dobrze. Kiedy ostatnio byłaś w sowim kraju?
-Yyy.. sześć lat temu.. - odpowiedziałam cicho.
-Ile?
-6 lat. - powiedziałam trochę głośniej.
-O nie! Na święta jedziemy do Mediolanu i nie ma żadnego ale!
-Po co? Ja nie mam tam po co wracać..
-Nie mów tak, oni się martwią, gdy dowiedzieli się że mam z tobą kontakt chcieli do Ciebie lecieć, zobaczyć Cię przynajmniej.
-Nie Fede.. święta spędzę jak zawsze, w domu przed telewizorem.
-Spędzimy je razem. - uśmiechnął się do mnie i objął ramieniem.
Byliśmy już pod domem Mechi, weszliśmy do środka bez pukania, a co tam.
Mechi siedziała na kanapie z Jorge.
-O jesteście! - krzyknęła na nas.
-A gdzie reszta? - spytałam.
-W kuchni, przygotowują wszystko.
-To nie będziemy im przeszkadzać. - odpowiedziałam za mnie i Ruggero. Usiedliśmy obok nich na sofie. Oglądaliśmy jakiś nudny film, nawet nie wiem o czym był, bo jak chciałam zapytać, co chwilę mnie uciszali.
-Mam was dość! - prychnęłam i poszłam do kuchni, akurat wszystko zanosili do jadalni, to dobrze bo jestem strasznie głodna. Usiadłam pierwsza przy stole, po chwili dosiadł się do mnie Jorge.
-Ale jestem głodny! - odezwał się nieco głośniej. Zaczął nakładać sobie wszystkiego po trochu, przyglądałam mu się zdziwiona. Obok mnie usiadł Facu i Alba, czy oni są razem? Musze o to wypytać Mechi, ale chyba nie, przecież zauważyłabym coś wczoraj. Jednak widać że podoba się Facundo.
Cały czas śmialiśmy się, żartowliśmy. Żałuję jeszcze bardziej tego że musiałam wyjechać, straciłam takich cudownych ludzi.. momentalnie łzy popłynęły mi z oczu.
-Wszystko w porządku? - spytał Ruggero cicho.
-Ym tak. - odparłam tylko uśmiechając się do niego.
-Co powiecie na wypad na plażę? - zaproponował Jorge.
-Oooo! - krzyknęli chłopaki. Czyli idziemy na plaże.


Po zjedzeniu śniadania wszyscy rozeszli się do swoich domów aby przygotować się do wyjścia na plażę. Mamy spotkać się pod moim domem za 20 minut. Wleciałam do domu jak torpeda, zaczęła biegać szukać swojego bikini, stroju na przebranie, torby, ręcznika.
Gdy zeszłam na dół, po dość ciężkich zajęciach Rugg czekał już na mnie gotowy.
-Wreszcie. - westchnął.
-Jestem kobietą, potrzebuję czasu. - odwróciłam się na pięcie i wyszłam z domu. Usiadłam na huśtawce obok i czekałam na wszystkich. Gdy Ruggero pojawił się obok, wszyscy akurat przyszli. \\










Pierwsza ważna sprawa, przepraszam że nie było rozdziału, miałam zawalony tydzień i lekkie problemy.
Ale teraz jest ok, nastepny.. hm. Jutro? Mam ochotę pisać to opowiadanie i teraz wypad na plaże i ogólnie mam już w głowię pomysł na jakieś 3 rozdziały. Tylko muszę je gdzieś zapisac, żebym nie zapomniaa.
Jeśli czytasz, skomentuj. ;)

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 2

Diego

Nie rozumiem czego Martina znów mnie odrzuciła, zmieniłem się. Nie jestem tym samym nie odpowiedzialnym chłopcem, którego tu zostawiła. Czemu nie potrafi rozumieć mojej miłości, czemu jej nie odwzajemnia? 
Szedłem za nimi z tyłu.. wszyscy z nią rozmawiali i wypytywali jak było. Chciałbym się w niej nie zakochać. Jest tyle dziewczyn.. 
-Diego wchodzisz czy będziesz tak stał? - spytała blondynka. Wszedłem do środka zamykając za sobą drzwi. Usiadłem na jednym z foteli i udawałem że słucham o czym mówią. 
-Trzeba będzie Ci dużo pokazać, nie wyobrażasz sobie jak mogła się zmienić tak okolica. 
-Wierzę że się zmieniła. Ale jak już będziecie robić tą wycieczkę to zabierzemy ze sobą mojego kuzyna, okej? 
-Tego Ruggero? - spytała Mechi.
-Tak, przyjechał ze mną i teraz siedzi w domu, rozmawiał z mamą na skype. Później wam go przedstawię. 
Przyglądałem się każdemu milimetrowi jej twarzy.. była taka idealna. 
-Ej .. - szturchnął mnie Jorge. - weź się tak na nią nie gap bo to głupio wygląda. - wyszeptał mi. Szybko odwróciłem wzrok.

           

  Martina

Rozmawialiśmy o wszystkim, bardzo mi brakowało takich bezsensownych rozmów z nimi. Niby jestem młodsza, ale oni nie zwracają na to uwagi, są niesamowici! Tylko Diego jest smutny.. ale czy to moja wina że go nie kocham, że jest tylko moim przyjacielem i nic więcej. Zaczął dzwonić mój telefon, nie patrząc kto dzwoni, szybko odebrałam.

-Halo?
-Cześć Tini, skończyłem już rozmawiać, gdzie możemy się spotkać?
-Poczekaj przed domem, my po Ciebie przyjdziemy, bo jeszcze się zgubisz.
-My? 
-Taak. Spotkałam moich przyjaciół, poznasz ich zaraz. 
-Okej, to szybko bo chce zobaczyć jak to powiedziałaś 'Cudowne Buenos Aires' 
-Za dziesięć minut jesteśmy. 
-Czekam! 
-Kto dzwonił? - spytała od razu Mechi. 
-Ruggero, czeka na nas. 
-Ale gdzie czeka? - spytał jak zawsze nic nie rozumiejący Facu. 
-Przed moim domem, idziecie ze mną? 
-Jasne! - odpowiedzieli razem. Opuściliśmy wszyscy dom Mechi i skierowaliśmy się w stronę mojego. Droga była miła i wesoła, cały czas się śmialiśmy, dzięki czemu dość szybko zleciał czas. 
-Ale masz chatę!
-Tatuś się postarał. - zażartowałam.
-I mieszkacie tu tylko oboje? - zachwycał się Jorge.
-Tak, a co chcesz się wprowadzić? 
-Chętnie. - poruszał śmiesznie brwiami. 
-Tini! - krzyknął Ruggero wychodząc z domu. Podszedł i od tak mnie przytulił. 
-Coś się stało? - spytałam zdziwiona. 
-Nie, to już nie mogę przytulić kuzynki?
-Nie możesz. - pokazałam mu język. Ruggero zaczął mnie łaskotać. -Dość... Rugg.. prosze.. - mówiłam przez śmiech. 
-Mkhm. - zwróciła nam uwagę Mechi. Szybko uciekłam od Ruggero i stanęłam obok Jorge. Zmęczona oparłam się na jego ramieniu. 
-Ruggero to są moi przyjaciele, Mechi, Lodo, Cande, Diego, Facu i Jorge. Przyjaciele to jest Ruggero mój kuzyn.
-Miło mi was poznać. - uścisnął rękę z chłopakami. 
-To co z tą wycieczką? - zwróciłam się do Mechi. 
-Właśnie ją zaczynamy! - krzyknął Jorge i gdzieś pobiegł. Wszyscy ruszyliśmy za nim. Biegliśmy dość długo, wszyscy się gdzieś pogubili, z daleka dostrzegłam Jorge. Podeszłam do niego po cichu od tyłu. 
-Przed kim się chowasz. - wyszeptałam mu do ucha.
-Przed przyjaciółmi. - odwrócił się w moją stronę zdyszany. -A! Martin! 
-Mam Cię! - złapała go za koszulę i przyciągnęłam do siebie. Jorge zaczął się śmiać. -Z czego się śmiejesz? - spytałam zdziwiona. 
-Nie przewidziałaś jednej rzeczy, jestem od Ciebie wyższy, silniejszy i mądrzejszy. - złapał mnie w pasie i zarzucił mną jak torbą. 
-Jorge puszczaj! - zaczęłam krzyczeć i machać nogami. 
-Nie ma mowy. - zaczął znów biec, myślałam że tam umrę, co chwilę sie o coś potykał. 
-Puść mnie łajzo bo zaraz mi się coś stanie. 
-Oj nie ładnie,  za łajzę będzie kara. - wyszczerzył się do mnie i zaczął się kręcić wkoło. -Patrz bez trzymanki! - krzyknął szczęśliwy i mnie puścił. Złapałam się go mocniej żeby nie spaść. -Wiesz.. puszczę Cię, ale... 
-Ale? 
-Musisz coś zrobić. 
-Co? - przewróciłam oczami. 
-Buziaka w policzek. - wskazał palcem na swój policzek i trochę mnie opuścił. 
-Ale jak mam to zrobić, przecież mnie trzymasz! - Jorge mnie puścił, ale dalej trzymał moją dłoń.
-Teraz buziak. - znów wskazał na swój policzek. Zbliżyłam się do niego i już miałam całować jego policzek, gdy poczułam że puścił moją dłoń. 
-Frajer. - szepnęłam mu do ucha i uciekłam. 
-Tini! - zaczął za mną krzyczeć. Biegłam uliczkami Buenos Aires, mieli rację sporo się tu zmieniło. Weszłam do jakiejś uliczki, z myślą znalezienia przejścia. Niestety uliczka była ślepa. Już miałam się odwracać gdy ktoś przycisnął mnie do ściany. Spojrzałam na jego twarz uśmiechał się do mnie. 
-Teraz nie uciekniesz. - wysapał zdyszany. Było słychać tylko nasze nierówne i głośne oddechy. 
-I co teraz zrobisz? - spojrzałam mu w oczy i lekko się zbliżyłam. 
-A co być chciała żebym zrobił? - Tym razem Jorge zbliżył się do mnie. Dzieliły nas milimetry, wystarczyło żeby ktoś z nas delikatnie się poruszył a nasze usta połączyły by się. 
-O tu jesteście! - krzyknął ktoś. Gwałtownie od siebie odskoczyliśmy. -Co wy robiliście?
-Rozmawialiśmy sobie. - uśmiechnął się do mnie Jorge. Ta chwila była niesamowita, jestem zła że nam przerwali, jeszcze nigdy nie byłam tak blisko Jorge... o czym ja mówię to była chwila zagubienia, czy coś. 
Ja i Jorge? Phi. To by się nigdy nie udało. 
-Pss.. Tini. - szturchnęła mnie Mechi. Spojrzałam w jej strone. -Co to była za akcja z Jorge? Całowaliście się?
-Co? My po prostu bawiliśmy się w berka.. - wymyśliłam na poczekaniu. 
-Chyba raczej w doktora. - puściła mi oczko. 
-Proszę Cię, ja i Jorge? To by nie miało najmniejszego sensu. 

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 1

-Diego czym ty się tak zachwycasz, dziewczyna jak dziewczyna. - usłyszeliśmy jakiś głos z tyłu.
-Tini.. ? - spytała Mercedes.
-No tak! - krzyknęła wesoła i przytuliła Mercedes.
-Ale co Ty tu.. przecież..
-Przecież miałam przyjechać to jestem, tak? - wyszczerzyła się. Naprawdę się zmieniła, jest taka.. ładna.
Nigdy nie myślałem o niej w ten sposób, zawsze była tylko moją przyjaciółką..

                                                                    Martina
Dziwnie się czuje, Jorge cały czas mi się przygląda.. trochę mnie to krępuje.
-Jorge a gdzie zgubiłeś grzywkę?
-Nieszczęśliwy zakład. - odpowiedział załamany, reszta zaczęła się głośno śmiać.
-Jaki zakład? - spytałam rozbawiona sytuacją.
-Jorge założył się z Facu o to że wjedzie na to drzewo przy studio, gdy była prawie na samej górze pękła gałąź i spadł, połamał nogę i musiał ją obciąć.
-Boże, idioci. - zaśmiałam się.
-I teraz nie mogę mieć moich starych włosów przez rok.. - klepnął się dłonią w czoło.
-Tak wyglądasz lepiej. - powiedziałam uśmiechając się do niego. Jorge naprawdę zrobił się bardzo przystojny.. nie to że kiedyś nie był, ale teraz jest.. ahh. Ale on pewnie ma kogoś, a ja dopiero co zakończyłam związek, zresztą o czym ja myślę to tylko przyjaciel. Przystojny przyjaciel..
-Może uczcimy twój powrót na imprezie u mnie? - zaproponowała Mechi.
-Genialny pomysł, mam ochotę na takie balet.. - rozmarzył się Jorge.
-To będzie mała impreza, tylko przyjaciele..
-Oj tam! - machnął ręką.-Z wami też da się dobrze bawić.
-Z nami najlepiej się bawi! - krzyknął Diego. Właśnie Diego, dawno go nie widziałam. Nie mieliśmy kontaktu, ta sytuacja prze wyjazdem wszystko skomplikowała. -Ej Tini, możemy pogadać?
-Jasne. - uśmiechnęłam się do niego sztucznie, odeszliśmy razem na ławkę dalej. -O czym chce porozmawiać?
-O nas..
-O nas? - spojrzałam na niego zdziwiona. - Diego nie ma nas, przerabialiśmy to już..
-Dlaczego nie dasz nam szansy?
-Bo to bez sensu. Jesteś dla mnie jak brat, nie potrafię się zakochać w bracie, przykro mi. - wstałam z ławki i wróciłam do przyjaciół.

-Tini, idziemy do Mechi, idziesz z nami? - spytała Lodo. Kiwnęłam tylko głową na tak. Poszłam za nimi, myślami cały czas byłam przy Diego. Nie chce go ranić, ale nie chce też kłamać że go kocham bo tak nie jest, nigdy tak nie będzie.

 Tinita 

Prolog

Jorge:
Byliśmy w parku , całą ekipą ....Mechi była jakaś taka no dziwnie szczęśliwa. Dawno jej takiej nie widziałem.. właściwie to jakieś 3 lata. Zmieniła się od wyjazdu Martiny. Wszyscy za nią tęskniliśmy, ale ona najbardziej.
-Ej Mechi z czego się tak cieszysz? -spytał Facundo.
-Bo dzisiaj dostałam taką ważną wiadomość, od takiej ważnej osoby... - wyszczerzyła się jeszcze bardziej.
-Od kogo? - spytałem znudzony całą tą sytuacją. -Od pewnej dziewczyny, którą wszyscy dobrze znacie, za którą pewnie tęsknicie, podobnie jak ja.
-No od kogo? - widać że nie tylko mnie to 'ciekawi'.
-Od Tini! Wraca do Buenos Aires, tutaj do nas! - krzyknęła szczęśliwa. Wszyscy się z dziwili ...Nie mogli uwieżyć w to co powiedziała Blondyna
Zaczęły się pytania -Nie mogę uwierzyć, tak dawno jej nie widziałem. Zmieniła się?
-I to jak.. wysyłała mi zdjęcia, jej styl się zmienił, na taki bardziej rockowy?

-Serio? - spytała zdziwiona Candelaria. -Pamiętam ją jako taką, spokojną różową, dziewczyne..
-Ma kogoś? - spytał Diego. Pewnie będzie się do niej podwalała, z tego co pamiętam, prawie byli razem przed jej wyjazdem.
-Ma chłopaka, Pablo. Przyjeżdża tutaj z nim i jakimś kolegą Ruggero. -Mhm. - chyba się trochę zdenerwował. Ale przecież nic sobie nie obiecywali.
-Nawet nie wiecie jaka jestem szczęśliwa że tu wraca, do nas.
-Nam też jej brakowało.
-Tini psycholog.. - wspominała Facundo.
-Psycholog który pomoże każdemu, ale sam swoich problemów nie rozwiąże.
-Lubię to w niej. - wtrącił się Diego. -Jest miła, każdemu pomoże.. śliczna... - zaczął wymieniać cechy Martiny, widać że jest zakochany.

Tinita ZuZ♥

środa, 6 listopada 2013

One Part nr. 1 By Tinita Dominguez (Diegoletta)

Słyszę jak płaczesz.
Violetta. Zwykła spokojna dziewczyna z dobrej rodziny. Drobna, śliczna, rzuca chłopaków na kolana jednym usmiechem.
Ale gdzie się podział ten uśmiech? Zniknął razem z nim, z jego miłością. Zamknęła się w sobie, nie wychodzi z domu jest wrakiem człowieka. Niektórzy uważają to za chore, inni jest to norma. Ale kto by się nie załamał gdy osoba z która się było rok, mówi że nigdy nie kochała. Że ma kogoś innego.
Przestała chodzić do studia, nie miałam
kontaktu z nikim ze startych przyjaciół, prócz jednej osoby. Chłopaka który był jej najlepszym przyjacielem. Tylko Diego jedyny on jej został.
-Violetta.. - wyszeptał wchodząc do pokoju. Było w nim ciemno, pozasłaniane okna, bałagan i ona w rogu otoczona chusteczkami. Wyglądała jak zawsze, blada, potargane włosy i rozmowy od łez makijaż. Jej ojciec sobie odpuścił, nie umiał do niej dotrzeć, rozmawiać z nią. Teraz to najważniejsze pytanie, gdzie się podziali Ci 'prawdziwi' przyjaciele? Odeszli, zniknęli. -Znów to zrobiłaś.. - złapał jej dłoń na której były rany od cięć. -Muszę Ci coś powiedzieć, on wrócił.. -ona dalej milczała, w ich rozmowie dominował Diego, ona tylko słuchała i potakiwała. -Musisz się stąd ruszyć, chodźmy na spacer. Przynajmniej przed dom, proszę. - martwił się o nią, kochał ją i bał się że zrobi coś głupiego. Przychodzi tu codziennie, żeby zobaczy w jakim jest stanie. Potrafił spędzić cały dzień na pocieszaniu i tłumaczeniu że świat nie jest zły, tylko ludzie.  Nic nie odpowiedziała tylko wstała. Założyła na siebie szarą bluzę, mokrymi chusteczkami wytarła rozmazany makijaż. Zrobiła go od nowa.
-Chodź. - powiedziała ledwo słyszalnie. Jej głos był słaby, delikatny i słychać było w nim ból. On wstał i razem opuścili jej dom. Szli w ciszy która powoli niszczyła ich od środka.
-Może pójdziemy do parku, zjemy lody? -Yhm. - przytaknęła jak zawsze.
-Jakie zjesz?
-Czekoladowe.. - usiadła na ławce czekając na przyjaciela. Podszedł do budki zostawiając ją tam samą. Ktoś usiadł obok niej, nie zwracała uwagi kto to.
-Cześć. - odwróciła się w stronę z której dobiegał głos. Siedział tam obok niej i się przyglądał. I szwy które tak długo zakładała na swoje serce pękły, gdy tylko spojrzał w jej oczy. -Jak Ci beze mnie? Jak sobie radzisz?
-Nie widziałam Cię już od miesiąca. I nic. Jestem może bledsza, Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, Lecz widać można żyć bez powietrza. - była silna, nie mogła teraz się rozpłakać, chciała mu pokazać że jest dla niej nikim. Chociaż w głębi duszy i tak czuła inaczej. Wstała z ławki i go tam zostawiła, chciała iść do domu, ale usłyszała jak ktoś ją woła.
-Hej Violetta, gdzie idziesz?
-Szukałam Cię. - skłamała. On o tym wiedział, ale nie chciał dążyć dalej tematu. Znał ją i był pewny że i tak nic mu nie powie.
-Twoje lody. - powiedział podając jej przysmak. Wysiliła się na delikatny uśmiech. Nawet tak dobry gest był dla niej czymś ciężkim. Jej serce to pustka, niegdyś zapełniona miłością. Teraz uschłe i skamieniałe. Chce umrzeć, ale nie ma odwagi. Musi żyć dla niego. Nie może odejść, zostawić go tutaj, po tym co dla niej zrobił. Gdy poświęcił wszystko by tylko przyjść i ją pocieszyć. Mimowolnie łzy zaczęły spływać po jej policzku. Znów czuła się tak beznadziejnie jak na początku, słaba i bezsilna, niepotrzebna nikomu. Ciągle sobie powtarzała że to jej wina, że nie dała mu wszystkiego, że okazywała za mało miłości. Uważała go za swój cały świat.
-Odprowadze Cię do domu. - widział w jakim jest stanie, znów się bał że zrobi co okropnego. Chciał jej szczęścia najbardziej na świecie, mimo iż mogła je znaleźć w ramionach innego mężczyzny.
Wrócili do jej domu, znów usiadła w tym miejscu co zawsze, przestała udawać silną. Głośno łkała a on siedział bezradny. Nie wiedział co robić, co mówić.
- Masz mnie w dupie, prawda? - spytała obojętna, patrząc w jego stronę.
- Nie ja się właśnie o Ciebie martwie.
- Czemu?
- Bo się zmieniłaś. Udajesz oschłą, lecz taka nie jesteś. Kocham cię, bo jestem twoim przyjacielem, lecz ja nic dla ciebie nie znaczę....
- Znaczysz...
- To ty coś znaczysz dla wielu osób. Nie zmarnuj tego. Pamiętaj, że masz to powiedzieć Violettcie bo ty nią nie jesteś. Ona umarła gdzieś w tobie. Staraj się ją odnaleść i jej to powiedzieć.
- Teraz odejdziesz?
- Nigdy przy tobie nie byłam. Byłem przy Violettcie. - wstał i wyszedł, teraz ona poczuła stratę. Największą stratę, większą niż gdy rozstała się z Leonem. I zrozumiała najważniejszą rzecz, że to on jest jej światem, że to dzięki niemu jeszcze jest po tej stronie.  Postanowiła się zmienić, chciala być taka jak kiedyś, być jak dawna Violetta.
Minął tydzień, zaczęła żyć jak przedtem. Próbowała skontaktować się z Diego, lecz nigdzie nie mogła go spotkać, dzwoniła nie odbierał. Poszła do jego mieszkania nie otwierał, nie miała o nim żadnych wieści. Zaczęła się poddawać.. znów wszystko traciło sens.
-Dopiero teraz to zrozumiałaś idiotko? -spytała sama siebie, siedząc na ławce w parku.
-Podobno mnie szukałaś. - usłyszała ten znany głos, odwróciła się, tam stał on. Poderwałą się z miejsca i stanęła na przeciwko niego, spuściła wzrok bała się, ale zaczęła mówić.
-Tyle chciałabym Ci powiedzieć, ale nie bardzo wiem, od czego zacząć. Może od tego, że Cię kocham? Albo, że dni, które spędziłam z Tobą, były najszczęśliwszymi dniami w moim życiu? Lub że w tym krótkim czasie, gdy Cię straciła doszłam do przekonania, że jesteś dla mnie wszystkim? Że Leon okazał się nikim, że nie potrafię bez Ciebie żyć. -spojrzała mu w oczy, milczał. Cisz ich zabijała, on nie wiedział co odpowiedzieć, w głębi kochał ją jak głupi, zrobił by wszystko żeby byli razem, ale teraz miał wątpliwości? -Tak myślałam, przepraszam.. - zaczęła się wycofywać. 'Znów wszystko zniszczyłam.' powiedziała sama do siebie, lecz on nie dał jej odejść. Przycisnął ją do siebie i wyszeptał tylko trzy słowa.
-Ja Ciebie też. - ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Znów szczęście wróciło, świat nabrał kolorów, a ona.. ona znów miała po co żyć. Dopiero przy nim zrozumiała jakim silnym uczuciem jest miłość. Jak potrzebny do życia jest jej on, ten który spędził przy niej każdy beznadziejny dzień na pocieszaniu, gdy cierpiała przez tego którego podobno kochała. Wiedział że Leon nigdy jej nie kochał, bo jeśli się kogoś kocha to chce się dla niego jak najlepiej, a nie rani, okłamuje i zdradza. Teraz powtarza sobie że to nie była miłość, to było przyzwyczajenie i strach przed zostaniem samej. Mijały tygodnie a ich miłość rozkwitała, była czysta i prawdziwa. Można powiedzie że wróciła do żywych, że on ją wyleczył z płaczu i bólu. Obiecał sobie że ona już nigdy nie będzie płakać, że on do tego nie dopuści. Codziennie spędzali ze sobą całe dnie, na zabawie, rozmowach i czułych gestach.
-Kochasz mnie? - spytała niepewnie, patrząc mu w oczy.  On się tylko uśmiechnął. Złapał jej drobną dłon i przycisnął do swojego serca, spojrzała na niego zdziwona.
-Jeśli moje serce zabije to znaczy że w tej seknudzie pokocham Cię jeszcze bardziej. -serce zabiło. Uśmiech pojawił się na twarzy obojga, byli szczęsliwi wreszcie razem, tylko oni i miłość która połączyła ich już na zawsze.

Moja droga piękny One Part...Śliczny Cudowny *.*
Jest to pierwszy One part jaki dostałam  :)
//ZuZ♥

Obserwatorzy

Chat~!~

http://i60.tinypic.com/wbxe05.jpg